Z pozoru zwykłe zakupy w Lidlu zamieniły się w finansowy rollercoaster. Pan Jacek, Polak mieszkający w Niemczech, odwiedził rodzinne miasto i stracił kilkaset euro po tym, jak terminale płatnicze odmówiły posłuszeństwa. Historia jego reklamacji pokazuje, jak bezdusznie potrafi działać technologia, gdy coś pójdzie nie po jej myśli.
Zakupy w Opolu, czyli dzień, w którym technologia zawiodła
Był 13 września, gdy pan Jacek wybrał się z żoną na zakupy do Lidla w Opolu. Chciał zapłacić niemiecką kartą, lecz terminal uparcie wyświetlał komunikat „transakcja odrzucona”. Dopiero użycie polskiej karty pozwoliło sfinalizować zakup wart około 550 zł. Mężczyzna wrócił do Niemiec, przekonany, że sprawa jest zamknięta. Dopiero kilka dni później odkrył, że jego konto zostało obciążone trzykrotnie – w sumie na prawie 450 euro.
Zaskoczenie szybko przerodziło się w frustrację. Pan Jacek próbował wyjaśnić sprawę przez infolinię Lidla, a następnie złożył oficjalną reklamację. Choć sieć przyznała rację klientowi i zleciła zwrot pieniędzy, proces miał potrwać do trzech tygodni. Ostatecznie środki wróciły dopiero 24 października, czyli po ponad miesiącu. W międzyczasie Lidl zaoferował elektroniczną kartę podarunkową o wartości 50 zł — gest symboliczny, choć raczej niełagodzący poczucia bezsilności wobec procedur.
Międzybankowa biurokracja i cierpliwość na próbę
Rzeczniczka Lidla, Aleksandra Robaszkiewicz, tłumaczyła, że opóźnienie wynikało z „procedur międzybankowych”. Sieć przeprosiła klienta i zapewniła, że zadowolenie kupujących jest priorytetem. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że w świecie zdominowanym przez natychmiastowe przelewy i płatności zbliżeniowe, miesiąc oczekiwania na zwrot to wieczność.
Pan Jacek nie ukrywa, że cała sytuacja była dla niego absurdalna. Zastanawia się, co stałoby się, gdyby na jego miejscu był ktoś, kto żyje od wypłaty do wypłaty, a utrata kilkuset euro oznaczałaby brak środków na życie. To pytanie pozostaje w zawieszeniu – bo choć technologia potrafi ułatwić codzienność, każda awaria pokazuje, jak bardzo człowiek jest zależny od jej kaprysów.
Irytacja w epoce cyfrowej wygody
Żyjemy w epoce, w której płatność kartą stała się niemal odruchem. Zbliżenie, sygnał, potwierdzenie — i gotowe. Dopóki system działa. Gdy przestaje, cała iluzja „bezproblemowości” rozpada się w jednej chwili, a klient zostaje sam z procedurami, infolinią i obietnicami zwrotu „w najbliższym czasie”. Pan Jacek odzyskał swoje pieniądze, ale niecierpliwość i rozczarowanie pozostały. I chyba trudno się dziwić — skoro nawet najzwyklejsze zakupy potrafią zamienić się w lekcję z cyfrowej pokory.